przez RR
przez XY (0 komentarzy)
Jaka piękna katastrofa...
Codziennie media donoszą o wypadkach i innych zdarzeniach w których giną ludzie, niszczone jest mienie. Zazwyczaj doniesienia mówią o ofiarach, a zapomina się o ludziach, którzy w takiej sytuacji jadą na ratunek. Są to strażacy zawodowi i ochotnicy, ratownicy medyczni, policjanci i wielu, wielu innych. Ich umiejętności są wynikiem setek godzin szkoleń, ćwiczeń i doświadczeń z rzeczywistych akcji. Co jakiś czas te umiejętności poddawane są brutalnej weryfikacji podczas masowych zdarzeń, katastrof. Wymagana jest wtedy umiejętność pracy w dużym zespole, współdziałania z innymi służbami. Częściowo można przygotować się do tego w ramach ćwiczeń dowódczo-sztabowych, ale procedury najlepiej zweryfikować w praktyce, podczas ćwiczeń epizodycznych.
Sensowna organizacja takiego ćwiczenia jest ciężkim zadaniem, wymagającym wiedzy, doświadczenia, a przede wszystkim wyobraźni. Ćwiczy się wtedy trudne scenariusze, ale realne, takie, które na danym terenie mogą się zdarzyć.
W zeszły piątek takie ćwiczenia zorganizowano w Ciechanowie. Organizatorami byli: Prezydent Ciechanowa Krzysztof Kosiński i członek zarządu Kolei Mazowieckich Dariusz Grajda, obaj politycy PSL.
Miałem okazję obejrzeć te ćwiczenia i mimo że w życiu widziałem wiele partactwa, to obok tego nie można było przejść obojętnie. Organizatorzy założyli dwa, wzajemnie nieskorelowane i równie nieprawdopodobne scenariusze.
Pierwszym był wypadek w którym pod pociąg wpadł samochód. Choćby ktoś się niesamowicie starał, to w Ciechanowie jest to fizycznie niewykonalne. Po modernizacji linii kolejowej wszystkie przejazdy są bezkolizyjne – wiadukty lub tunel.
Drugi scenariusz dotyczył zatrzymania przez policję uzbrojonych bandytów, którzy po dokonanym napadzie na bank wracali do domu pociągiem. Pewnie pomysł narodził się na kanwie powtarzanych w telewizji filmów o Gangu Olsena. Wiem, bywają głupi przestępcy, ale ćwiczenia powinny przygotowywać na spotkanie z tymi prawdziwymi, zdeterminowanymi i niebezpiecznymi.
Na potrzeby ćwiczenia Koleje Mazowieckie dostarczyły przeznaczony do zbycia stary skład, a miasto zapewniło obsługę gastronomiczno-pijarową, czyli klasyczny pic.
Przed rozpoczęciem ćwiczenia, wzdłuż Towarowej, ustawiono barierki oddzielające widzów od ćwiczących, miejskie namioty, chlebem i coca-colą zastawiono stoły, a dzielni terytorialsi z 5MBOT przystąpili do przygotowania zupy. Młodzież ze szkół mundurowych targała toi-toie, a pozoranci poddani zostali zabiegom upiększającym. W tym samym czasie zebrali się wszyscy uczestnicy ćwiczeń i ustawili swoje wozy w głębi ulicy.
Zawsze mi się wydawało, że w przypadku katastrof istotnym elementem jest określenie czasu reakcji służb, czasu mobilizacji elementów, które nie są w ciągłym dyżurze i określenie realnego czasu ich dotarcia na miejsce i wejścia do akcji. Inaczej wygląda początek akcji jeśli pierwsza dociera na miejsce zdarzenia straż pożarna, inaczej gdy będzie to zespół medyczny, albo policja, a przecież podejmowane wtedy decyzje mają ogromne znaczenie dla skuteczności przebiegu akcji ratowniczej. Skuteczności ocenianej nie przez relacje w mediach lecz przez to czy i ilu osobom zostanie uratowane życie i zdrowie.
W przypadku ciechanowskiego cyrku, bo to jest chyba najlepsza nazwa tego ćwiczenia wszyscy czekali na miejscu i przystępowali do realizacji z góry przyjętego scenariusza. Zabrakło jednak ściśle określonego celu ćwiczenia, zabrakło nawet kierownictwa ćwiczenia, a dowodzenie posypało się jak domek z kart. Mam niecne podejrzenie i to chyba nie bezpodstawne, że cel ćwiczenia był jedynie pijarowy – taki pokazik ku czci i chwale organizatorów.
Uczestnicy zajęli się swoimi zadaniami. Strażacy „ugasili” samochód, podjęli akcję wycinania rannych pozorantów, udzielaniem im pierwszej pomocy, rozwinęli namiot do segregacji rannych, ale zaszwankowało dowodzenie całością akcji ratunkowej, a to jest przecież ich zadanie ustawowe. Nie zabezpieczono drożności dróg dojazdu i ewakuacji. Strażacy ochotnicy zablokowali dojazd zespołu medycznego i nie było nikogo, kto by ten bałagan ogarnął. W rzeczywistej akcji byłoby to niedopuszczalne, ale przecież to był tylko pokaz. Pokaz, którego nikt nie ogarniał, bo zawiódł organizator.
Zespół medyczny wykonał swoje zadanie. Przeprowadzono segregację rannych (triage). Pokazano, że przystępuje się do ewakuacji rannych. Tylko zablokowano im drogę ewakuacji.
W Pewnym momencie odniosłem wrażenie, że ćwiczący mają dość tego cyrku i wozem bojowym straży i karetką zablokowali widzom widok na najciekawszy i najbardziej krwawy epizod, jakim było rozcinanie samochodu i wyciąganie rannych. Ot taki psikus.
Nie obyło się bez akcentów wręcz tragikomicznych. Ktoś z organizatorów wpadł na pomysł, że do akcji ratunkowej zostanie skierowana karetka ciechanowskich terytorialsów. Po podjechaniu zarzucili na siebie plecaki i dziarskim krokiem ruszyli do akcji. Mieli szczęście. Udało im się „podprowadzić” pacjenta, któremu pomocy udzielili i przygotowali do transportu strażacy-ochotnicy. Ułożony na desce ortopedycznej „nieprzytomny” pozorant został zapakowany do karetki, pozostawiony pod strażą kierowcy, a dzielni ratownicy pola walki poszli szukać kolejnej ofiary. Całe szczęście, że to były tylko ćwiczenia i pacjent wrócił do przytomności. W rzeczywistości dzielni ratownicy mieliby zapewnione spotkanie z prokuratorem.
Ćwiczenia ratownicze zakończyły się sukcesem – nikt nie zginął. A przy tak zorganizowanej rzeczywistej akcji mogłoby z tym być różnie. Nie była to wina ćwiczących, lecz organizatora. Pic jest może dobry podczas lansu. Podczas akcji liczą się umiejętności, właściwe wykorzystanie sprzętu i sprawne dowodzenie. Tego ostatniego tu zabrakło. Zabrakło również określenia celu szkolenia, realnego scenariusza i kierowania ćwiczeniem.
Autentycznie szkoda było mi strażaków i ratowników medycznych. Oni na co dzień biorą udział w akcjach. Wykazują się zaangażowaniem i profesjonalizmem, a tu wzięli udział w kompletnej amatorszczyźnie. Mam nadzieję, że decydenci wyciągną wnioski na przyszłość.
Po „uratowaniu” pasażerów samochodu i pociągu do akcji przystąpiła policja, która miała dokonać zatrzymania wspomnianego wyżej Gangu Olsena. Tu też, na szczęście, nikt nie zginął. Rzeczniczka policji prosiła o niekomentowanie taktyki działań pododdziału specjalnego, to tego nie zrobię. Za dobrą monetę przyjmuję wyjaśnienia, że takie szkolenie było potrzebne, bo nowe miejsce i nowy obiekt, że szyby jeszcze całe, że mogli się spotkać w większej grupie. Z drugiej strony mam nadzieję, że swoje działanie potraktowali jako pokaz, celem dezinformacji potencjalnych sprawców.
Po tym wszystkim uczestnicy szkolenia i gapie, w tym prezesi miejskich spółek poszli na zasłużoną grochówkę i wszyscy, w poczuciu dobrze spędzonego dnia, poszli do domu. Ja, z tego posiłku zrezygnowałem. Jak dla mnie samo ćwiczenie było wystarczająco niestrawne. Czytelników zachęcam do uważnego obejrzenia zdjęć. Nie wszystkie nieprawidłowości opisałem. Fachowcy wyłapią bez trudu kolejne.
Ciekawe czy organizatorzy podejmą się analizy przebiegu ćwiczenia i sporządzą odpowiedni raport, ale taki prawdziwy, rzetelny, bez picu. Oby zawierał też wnioski na przyszłość.

Komentarze
Dodaj komentarz