przez RR
przez XY (3 komentarzy)
Kozia wraca
Dopiero co pisaliśmy o arcydziwnej uchwale, której projekt, tuż przed głosowaniem, wycofał prezydent Wardziński. Pośmialiśmy się szczerze, a kto miał pozgrzytać zębami, ten pozgrzytał i być może wyciągnął jakieś wnioski na przyszłość. Osobiście miałem nadzieję, że następny odcinek ciechanowskiej kiepskiej komedii rozegra się dopiero w ramach kampanii wyborczej. Nic z tego. Zbliża się kolejna sesja i mamy kolejny kwiatek, kolejnego „pomysła”.
24 września, odbędzie się głosowanie. O wynik jestem spokojny, bo przecież jeszcze się nie zdarzyło, by radni nie uchwalili jakiegoś ratuszowego projektu. Podniosą grzecznie rączki i po dwudziestu paru latach niebytu na plan Ciechanowa powróci ulica KOZIA!
Nazwa zacna, historyczna. W końcu na tej ulicy, obecnie noszącej imię Reja, do 1955 roku kończył się Ciechanów, a dalej to już tylko kozy pasano.
W 1955 roku, na łamach Głosu Ciechanowa, tak o niej pisał Robert Bartołd: „Z prawej strony ulicy, idąc do Mleczarni, tuż za ostatnim blokiem na wprost dworca znajduje się tajemnicza o charakterze zaułku, ulica Kozia. Otóż jezdnia tej wdzięcznej uliczki, jeśli się ją jezdnią nazywać godzi, stanowiła do 1 Stycznia b.r. granicę między miastem i terenem gminy”.
Tamtego pamiętnego roku włączono do miasta wieś Kargoszynek, a wraz z nią spory obszar mokradeł, na których z czasem pobudowało się wielu ciechanowian, wnosząc znaczący wkład do architektury polskiej tzw. styl nadziemnej piwnicy, zwieńczonej niesymetrycznym dachem, w kręgach specjalistów znanym jako „czółko kretyna”.
Kozia, całą swoją szerokością weszła w tym 1955 roku w skład miasta, ale podobnie jak sąsiadująca z nią część ulicy Stalina nie zaliczała się do najbardziej reprezentacyjnych części Ciechanowa. Stalina -od dworca kolejowego w stronę Mławy- była brukowana kamieniem polnym, co nie przeszkadzało mieszkańcom tonąć w błocie. Z Kozią musiało być jeszcze gorzej, bowiem Bartołd grzmiał: „Precz z błotem, kurzem i ciemnością”.
Czasy się zmieniły. Stalin odszedł w niebyt. Wyróżniona jego nazwiskiem ulica wróciła do starej nazwy – Sienkiewicza. Niezbyt pasowało, by noblistę trykała jakaś koza i wielce zasłużoną dla miasta ulicę przechrzczono na Reja. Całkiem niedawno, jakieś dwadzieścia parę lat temu. Dlaczego akurat Reja? Trudno powiedzieć. Osobiście wolałbym Kornela Makuszyńskiego, bo ten rozsławił pewnego koziołka i dzięki temu zachowana byłaby ciągłość.
W okolicy Koziej (Reja) powstały kolejne uliczki, które ciechanowskie władze konsekwentnie chrzciły nazwiskami znanych polskich pisarzy. Zasada słuszna, bo dzięki temu wiemy, jak się poruszać po mieście. Ulice pisarskie w jednym miejscu, kwiatowe i drzewne też. Trochę gorzej z historycznymi, ale to jest konsekwencja niezwykle „spójnej” polityki historycznej miasta.
Z czasem poprawiła się jakość dróg i chodników. Stara Kozia, a dzisiaj Reja, doczekała się nawierzchni z kostki Downa i stała się jedną z wielu osiedlowych uliczek, o których istnieniu większość ciechanowian nawet nie ma pojęcia.
Ostatnio o niej przypomnieliśmy w ramach powiatowych debat na temat bezpieczeństwa. Dzięki współpracy wielu instytucji udało się doprowadzić do poprawy oznaczeń, bo były nie tylko niezgodne z prawem, ale i elementarną logiką. Trochę to trwało, ale dziś można w miarę bezpiecznie przejechać tą wąziutką uliczką.
Sielskość okolic ulicy Reja została jednak ponownie zakłócona. Tym razem przez dwie mieszkające tam rodziny. Z powodów sentymentalnych zachciało im się powrotu nazwy "Kozia". Na szczęście nie chcą zmienić nazwy całej ulicy, lecz jedynie dokonać secesji jej kawałka. Wpadli na pomysł, by podjazd do ich domów nazwać ulicą i nadać mu nazwę. Niewielki to kawałek gruntu, tak na oko jakieś 30 długi na 3 metry szeroki. Taki zwyczajny gruntowy podjazd, jakich wiele w byłym wojewódzkim mieście Ciechanowie.
Pomysł wdrożyli w czyn i 24 marca 2014 roku wysłali pismo do … Towarzystwa Miłośników Ziemi Ciechanowskiej.
Stowarzyszenie odpowiedziało w błyskawicznym tempie i już 3 kwietnia przesłało ten wniosek z własną rekomendacją do Rady Miasta: „Uważamy ich wniosek za zasadny, bowiem przywracanie historycznych nazw (nie tylko ulic) powinno zasługiwać na poparcie takich stowarzyszeń jak TMZC”.
Ruszyły biurokratyczne tryby. Początkowo urzędnicy, zgodnie ze zdrowym rozsądkiem wskazywali: „Brak podstaw do nadania jej nazwy ulicy”, ale po zmianach w ewidencji gruntów, po wpisaniu tej działeczki, jako drogi wewnętrznej skapitulowali. Sprawą ponownie zajęła się komisja Spraw Społecznych Rady Miasta.
Podczas jej posiedzenia pani Gładysz stwierdziła: „Tu jest ogromna determinacja tych osób z powodów sentymentalnych, ich dziadek był właścicielem nieruchomości przy ulicy Koziej, żadnych efektów dla nas negatywnych”. Jedynie prezydent Wardziński wykazał się rozsądkiem i zaproponował: „Przed uchwałą możemy zapytać wszystkich mieszkańców ul. Reja czy chcą by była zmiana”. Nie zdołał dobrze zamknąć ust po tej wypowiedzi, a już komisja błyskawicznie przepchnęła projekt uchwały, co jej przewodniczący podsumował: „Rozumiem, że wniosek zaopiniowany pozytywnie, nie widzę sprzeciwu”.
Następnym etapem jest już głosowanie. Wszyscy radni otrzymali już projekt uchwały z uzasadnieniem. Napisane jest w nim: „Wniosek został pozytywnie zaopiniowany na Komisji Spraw Obywatelskich i Spraw Społecznych Rady Miasta w dniu 20.08.2014r. oraz przez Zarząd Towarzystwa Miłośników Ziemi Ciechanowskiej”.
Sama prawda. Tylko z przykrością trzeba stwierdzić, że komisja rozpatrzyła sprawę pobieżnie, bez jakiejkolwiek wnikliwości, a jedynym przyświecającym mu kryterium były ewentualne wydatki.
Z kolei Zarząd TMZC, o ile sobie dobrze przypominam, nie jest żaden sposób prawnie umocowany by opiniować projekty uchwał Rady Miasta. Osobiście, biorąc pod uwagę zamieszczone na frontowej ścianie Ratusza brakoróbstwo autorstwa tego stowarzyszenia, głęboko bym się zastanawiał nad merytoryczną wartością takiej opinii. Gdyby jeszcze spojrzeć na umieszczoną na budynku poczty tablicę „upamiętniającą” wydarzenie, które nigdy nie miało miejsca, to na opinię takiego stowarzyszenia spoglądałbym z mocno przymrużonym okiem.
Mnie jednak, podobnie jak i innych mieszkańców Ciechanowa, nikt nie zapytał o zdanie. Nie ma obowiązku konsultacji społecznych, to się ich nie organizuje, a o treści uchwały plebs zostanie zawiadomiony po jej uchwaleniu. To taki swoisty sposób pojmowania idei społeczeństwa obywatelskiego. W wielu miastach w aktach prawa miejscowego ustalono zasady nazywania ulic. W takiej zapyziałej Warszawie (gdzie jej do Ciechanowa) do nadania nazwy wymagana jest zgoda 200 mieszkańców.
Nie mogę się jednak powstrzymać i wyrażę własną opinię w tej sprawie. Opinię opartą przede wszystkim na zdrowym rozsądku, jakimś tam IQ i szczypcie wiedzy.
Całą sprawę uważam za kabaretową, ale stwarzającą niebezpieczny precedens. Tutaj mieszkańcy występują o nadanie nazwy ulicy podjazdowi do domu, a takich podjazdów jest w mieście, co najmniej kilkadziesiąt, jak nie kilkaset. Nawet do mojego domu taki prowadzi i ma długość 35 metrów, czyli bardziej (i to o całe 5 metrów!) zasługuje na uznanie jako ulicy. Muszę się już dziś zastanowić nad nazwą. Po głowie chodzi mi Kubuś Puchatek i Koziołek Matołek.
Nawet i na Reja, prawie 50 metrów od nowej Koziej jest kolejny podjazd zasługujący na nazwę jako ulica. Ma 72 metry, to można by go nazwać ulicą Długą. Tylko, że ta nazwa już jest na Krubinie. To może Moherowa? Tak od długiej, koziej sierści, żeby w okolicy była jakaś spójność nazw.
Teraz może ruszyć fala chętnych do nadawania nazw ulic. Podjazdów i innych dróg wewnętrznych, osiedlowych itp. w naszym mieście pełno, a wujków, ciotek, dziadków i babć godnych upamiętnienia wcale nie mniej. Ciekawe jak do tego podejdą nasi miejscy rządziciele? Kto będzie mógł wykorzystać takie prestiżowe nazwy jak powiedzmy: Pół litra, czy Ćwiartki?
W pełni natomiast popieram stanowisko TMZC, by walczyć o przywracanie historycznych nazw i to nie tylko ulic. Tylko prośba, by nie robić tego bezrefleksyjnie.
Nie chciałbym powrotu Wandy Wasilewskiej, 22 Lipca i Marcelego Nowotki. Szczególnie nie chciałbym specyficznych, acz niewątpliwie historycznych nazw jak Frankenplatz czy Stalina. Ciekawe czy są też za przywróceniem takich historycznych nazw jak Świński Rynek?
Warto by jednak przywrócić historyczną nazwę głównemu placowi miasta, który od XV wieku nosił zwykłą, prostą, bezpretensjonalną i zgodną z przeznaczeniem nazwę Rynek. Może czas najwyższy by odesłać do historii narzuconą siłą nazwę 17 Stycznia? To była ulica Targowa.
Jak wracać do starych nazw, to Koszarowa, a nie Wojska Polskiego. Tym bardziej, że WP opuściło Ciechanów, a koszary jak stały, tak stoją i stać będą.
Zastanawia mnie, jak TMZC jest w stanie ścierpieć nazywanie historycznej ulicy Kościelnej imieniem Piotra Ściegiennego, księdza i rewolucjonisty, którego działalność tak wstrząsnęła Polakami, że szlachta i inteligencja słały na niego donosy do władz carskich?
Co z historyczną ulicą Żydowską, czy Joselewicza? Jak długo będzie nas straszył Waryński?
No i pozostaje kwestia ulic, które zasługują na nazwę, lecz jej nigdy nie otrzymały. Tak jest powiedzmy z drogą biegnącą do WORD-u. Ulica jak się patrzy. A przypisana do Mleczarskiej. Nie ma pomysłu na nazwę? To już proponuję. Blaszanych Koników albo Powrotów. Niejeden kursant tam powracał i to wielokrotnie.
W kwestii nazw odzwierzęcych proponuję się powstrzymać, bo najpierw trzeba sprawdzić, które miejsce miasta najbardziej pasuje do danego zwierza. Wśród nazw w Polsce jest: Kurza, Kacza, Osła, Krowia, Barania, jest nawet Świńska Krzywda. Do wyboru, do koloru. Tylko prośba, by trochę myśleć i przewidywać. Nadanie nazwy, to nie tylko kwestia finansów, ale również skutków społecznych, jak powiedzmy śmieszności. Tym bardziej w Ciechanowie, gdzie wielu pamięta, że krowy pasły się o przysłowiowy rzut beretem od Ratusza.
Śmiesznie już było podczas nadawania nazw ulicom Wędkarskiej i Sezamkowej. Podobnie będzie przy Koziej. Wbrew nadziejom poniektórych nie będzie to też najkrótsza ulica w Polsce. Ta jest w Warszawie i ma długość 22 metrów. Bez wątpienia będzie to natomiast najkrótsza ulica na Północnym Mazowszu, dużo krótsza nawet od ciechanowskiej Krótkiej, bo ta ma prawie 100 metrów.
Pozostaje jeszcze casting na nazwy placyku przed Ratuszem, podjazdu z tyłu i uliczki obok Ratusza (tej między Ratuszem i Strażą Miejską).
Mam pewnego „pomysła”, ale czekam na propozycje od czytelników. Pewnie będą lepsze, weselsze i bardziej absurdalne.
Komentarze
Skomentował Jan |
A na Rynek jest "pomyseł" - "Pustynia Wardzyńska", chociaż teraz, to może już za późno...
Skomentował Jan |
A na Rynek jest "pomyseł" - "Pustynia Wardzyńska", chociaż teraz, to może już za późno...
Skomentował Jan |
A na Rynek jest "pomyseł" - "Pustynia Wardzyńska", chociaż teraz, to może już za późno...
Dodaj komentarz