przez RR
przez RR (1 komentarzy)
LITeRÓWKA?

Kampania wyborcza nabrała rumieńców. Tempo zaśmiecania przestrzeni publicznej plakatami, billboardami, banerami i innej maści przejawami wyborczej gorączki, jest tak duże, że nie sposób nadążyć z ich czytaniem.
Zwykle poza facjatą nieszczęśnika, jego nazwiskiem i numerem na liście, do czytania tam akurat to wiele nie ma i zdawałoby się, że nie sposób w tych paru literkach coś pomylić. A jednak.
Numer na liście? To akurat ważna rzecz. Pomyłka nie powinna występować. Tyle starania, tyle kopania dołków i wygryzania innych kandydatów, a jeszcze wyborcy źle zapamiętają numer na liście i zagłosują na kogoś innego. Niby z tej samej partyjnej listy ale i między kandydatami na tej samej liście toczy się, i to chwilami niezdrowa, rywalizacja. Pomijam oczywiście cały ten układ towarzysko-biznesowy, który sprawia, że lista nie jest ważna, partia nieważna, bo oni wszyscy z jednego koryta jedzą. Toczą przed kamerami spory ideologiczne, a potem wspólnie wódkę piją i się z głupich wyborców równie mocno wszyscy śmieją.
Numer listy pomylić, to byłoby niedobre, niekorzystne. To może nazwę partii? Zdarza się przecież. Niektórzy tak często zmieniają, że mogą nie nadążyć. Tak jak zapominają o tym, najczęściej właśnie w okolicy wyborów, że całym rokiem ich głos jest głosem partii, a ich działanie tylko wytycznym partii podporządkowane.
No to może w nazwisku błąd?
W nazwisku? Trzeba by było wręcz w poważaniu mieć wyborców i pieniądze na kampanię przeznaczane (często nie z własnego portfela). Trzeba wykazać się wyjątkową ignorancją, by nie pilnować czy nie ma w projekcie plakatu błędów w nazwisku.
Albo nie pamiętać jak się ktoś nazywa…
O ile w grę wchodzić będzie litrówka to i o literówki łatwo. :P
Nie mam jednak podstaw, by przypuszczać, że kandydaci nie podchodzą poważnie do wyborów. Przecież angażują w nie wszystko co mogą. Wszystko co mają, nawet jak nie mogą. Agitację prowadzą nawet w czasie pracy i korzystając z zasobów, którymi dysponują z uwagi na wykonywany zawód czy pełnioną funkcję.
Nawet apolityczni, jak lubią o sobie mówić niektórzy samorządowcy, wspierają jak tylko mogą, naginają i łamią prawo, by pomóc sobie lub swojemu partyjnemu koledze, czy też koleżance.
Tym bardziej dziwi, gdy taki kandydat nie przykłada wagi do tego, czy w nazwisku mu na plakatach błędów nie zrobili.
Gdyby chodziło o mały baner z daleka od ludzkiego wzroku, na płocie w małej wsi. Gdyby nie kluczowe miejsce w mieście, najważniejszy plac. Gdyby nikt na niego nie zwracał uwagi. Gdyby wreszcie nie to, że z okien ratusza widoczny jest lepiej niż cokolwiek innego.
Wtedy bym zrozumiał, że może się cały tydzień uchować taka litrówka (ups, literówka).
I nie w sytuacji, gdy aż takie kontrowersje wywołał, bo zasłania prawie cały budynek SDH-u.
Drogi Kandydacie, jak już musisz zaśmiecać przestrzeń publiczną, to chociaż podchodź z odrobiną szacunku do Wyborców. To, że estetykę naszego miasta masz w głębokim poważaniu, przynajmniej w czasie walki wyborczej, to już wiemy. To zwyczajnie nie wygląda dobrze, gdy ktoś nawet nie wie jak ma na imię. No i nie ma kolegów (nawet partyjnych), żeby mu zwrócili uwagę, że robi z siebie pośmiewisko.
I zapamiętaj:
Kondrat, to jest Marek. Pan Marek. A litrówka to nie to samo co literówka.

Komentarze
Skomentował Aleks Piącha |
To jest taka amatorszczyzna, że aż mnie zaczyna boleć w częściach ciała, które zazwyczaj nie bolą. Żenada.!
Dodaj komentarz