przez RR
przez XY (0 komentarzy)
Pisać każdy może ... trochę lepiej, lub trochę gorzej
Tematów historycznych „ze świecą” szukać w mediach, również tych mniejszych, lokalnych. Powodów jest kilka. Bo i tematyka ciężka, wymagająca. I niewdzięczna. Dlatego jak już ktoś się za temat historii zabiera, to dokłada wszelkiej staranności, by potraktować tematykę z należytą starannością. Stara się nie zmarnować tematu i samego impulsu do jego podjęcia, jakim zwykle jest choćby nowy, nieznany lub przemilczany do tej pory, fakt historyczny.
Nie zawsze tak jednak jest. 21 października i 2 grudnia 2014r. w Tygodniku Ciechanowskim (tygodnik wychodzący, mówiąc z grubsza, na terenie powiatu ciechanowskiego) ukazały się dwa artykuły, dotyczące zbrodni popełnionej przez Niemców 3 lipca 1944 roku na tym terenie. Nie można nad nimi przejść do porządku dziennego. Nie można, bo przecież to nie jest sprawozdanie z gminnej imprezy w przysłowiowym Pcimiu Dolnym. To jest informacja o zbrodni, która dla wielu ciechanowian jest wciąż bolesna!
Oni chcieliby wiedzieć, dlaczego i w jakich okolicznościach zginęli ich bliscy. Jeśli ktoś decyduje się na rozdrapywanie ran, to wypadałoby przynajmniej wnieść coś nowego do wiedzy o przyczynach i przebiegu tamtych tragicznych wydarzeń. Niestety oba, opublikowane w TC artykuły nie tylko nie wnoszą jakościowo nowych treści do wyjaśnienia tła, przebiegu i przyczyn tej zbrodni, ale przyczyniają się do utrwalania starych i tworzenia nowych mitów. Bezrefleksyjne wklejanie fragmentów zeznań osób, które ani nie były bezpośrednimi uczestnikami, ani bezpośrednimi świadkami wydarzeń nie służy ujawnianiu prawdy historycznej. Chyba, że ma to być trzecia prawda, według klasyfikacji księdza Tischnera?
Z góry zaznaczę, że nie przypuszczam, iż autorem kierowały jakieś złe intencje. Myślę, że raczej zamiast zainspirować się słowami z komedii Barei: „Nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, zarobiony jestem(...)” wziął do serca piosenkę Stuhra: „Śpiewać każdy może” i doszedł do wniosku, że pisać też każdy może „trochę lepiej, lub trochę gorzej”. Jak widać nie każdy. A już na pewno nie o wszystkim. Bo z tego pisania wyszła niezła bzdura.
Trzeba zacząć od tego skąd wzięły się zeznania, cytowane w TC metodą Kopiuj/Wklej.
Na przełomie lat 1960/1970 poprzez lokalną administrację prowadzona była tzw. ankietyzacja. W jej ramach zbierane były informacje o popełnionych przez Niemców zbrodniach, ofiarach wysiedleń, stratach majątkowych. Wypełnione formularze były przesyłane do Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce. Następnie ci, którzy podali informacje do ankiet, czyli nasi „świadkowie” byli zapraszani do złożenia zeznań.
Uzyskane tą drogą materiały miały różną wartość. Pochodziły zarówno od naocznych świadków, jak i od osób, które o sprawie dowiedziały się od osób trzecich, albo wręcz była to tzw. wieść gminna, czyli zwykła plotka.
Materiały z ankiet posłużyły między innymi do sporządzenia wspomnianego w TC „Rejestru miejsc i faktów zbrodni popełnionych przez okupanta hitlerowskiego na ziemiach polskich w latach 1939-1945. Województwo ciechanowskie”. Byków tam jest co niemiara, ale żeby je wyłowić potrzebna jest jakaś wiedza, choćby skromna. Bez niej trudno się zorientować, że zbrodnia, która według „Rejestru...” miała mieć miejsce w Ciechanowie została popełniona w... Ciechanowcu, albo na odwrót. No i jest jeszcze jeden problem – logistyczny. Żadna z ciechanowskich bibliotek nie posiada tej broszury w swoich zbiorach, a szkoda.
Warto jednak podkreślić, że nawet zeznania naocznych świadków wymagają weryfikacji, określenia ich wiarygodności. Duży stres, zaangażowanie emocjonalne, a przede wszystkim długi okres od zdarzenia do odebrania zeznania powodują, że niekoniecznie muszą one wiernie odpowiadać przebiegowi wydarzeń. Nawet składane w najlepszej wierze zeznania mogą znacząco odbiegać od rzeczywistego przebiegu wydarzeń, a co dopiero jak taka osoba ma coś do ukrycia.
Dobrym przykładem nierzetelności świadków jest zacytowany przez TC fragment: „Wkrótce nadjechało kilkadziesiąt taksówek i otoczyły żwirownię”. Nawet dzisiaj byłoby to w Ciechanowie ciężkie do zrobienia, a co dopiero w 1944 roku.
Próg mojej tolerancji przekroczyły zawarte w artykule słowa „szkoda, że słabo rzucającą się w oczy”. To one skłoniły mnie do napisania tego tekstu, a dotyczyły umieszczonej pod pomnikiem kamienia, tablicy pamiątkowej.
Stoi on przy ulicy 17 Stycznia, w miejscu, gdzie znajdował się jeden z budynków zajmowanych przez ciechanowską placówkę Gestapo. Być może gdyby ta tablica lepiej „rzucała się w oczy”, gdyby jeszcze była jakaś wiedza (choćby elementarna), to autor obu artykułów dostrzegłby, że nie dotyczy ona ofiar egzekucji na Śmiecinie. Gdyby wiedza była głębsza to dostrzegłby, że upamiętnia ona osoby związane z KPP, PPR, AL - organizacjami trochę dziwnie pojmującymi niepodległy byt państwa polskiego. Co prawda dla przyzwoitości dorzucono tam żołnierza Batalionów Chłopskich, według powojennej propagandy organizacji lewicowej.
Dla wywodzących się z szeregów Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych ofiar gestapowskiej gościnności zabrakło tam miejsca. W 1963 roku, gdy była fundowana oryginalna tablica byli przecież „wrogami ludu i zaplutymi karłami reakcji”.
Dziś, po 25 latach od odzyskania przez Polskę pełnej suwerenności nie można zrozumieć, że ten relikt słusznie minionej epoki wciąż zaśmieca przestrzeń publiczną. Jeszcze mniej zrozumiałe jest, gdy ktoś się tą tablicą zachwyca, choćby ze zwykłej niewiedzy i ignorancji. Ona winna być zdjęta i to natychmiast!
Pewnie narażam się teraz na zarzuty typu: Patrzcie, jaki mądrala! Krytykować to każdy potrafi! Może sam by coś wyjaśnił? Nieładnie pastwić się nad leżącym! Racja.
Zacznijmy od wydarzeń poprzedzających zbrodnię popełnioną przez Niemców, w żwirowni na Śmiecinie. 31 marca 1944 roku w lesie lekowskim miało miejsce zdarzenie, w rezultacie którego zginęli niemiecki żandarm Zakobielski i młody konspirator z AK Adaś Rzewuski. Niemcy w ramach represji zatrzymali wtedy 34 mężczyzn, w założeniu byłych żołnierzy zawodowych WP. Wśród aresztowanych trafił się im rodzynek – Józef Stryjewski. Poddany brutalnym metodom śledczym zeznawał. W ten sposób hitlerowcy dowiedzieli się o działającej w rejonie Ciechanowa, nieznanej im wcześniej, organizacji bojowej.
Stryjewskiemu nie posłużyła gestapowska gościnność i 23.5.44 r. zmarł w celi więziennej przy ulicy Śląskiej. Przyczyną śmierci była, jak to określił niemiecki lekarz – niewydolność serca. Pewnie coś innego też miał „niewydolne”, bowiem o ile pierwsze zeznanie był w stanie podpisać imieniem i nazwiskiem, to ostatnie już tylko trzema krzyżykami.
Uzyskane od Stryjewskiego informacje stały się podstawą do wszczęcia przez Gestapo sprawy o numerze IV 1b-391/44. W zdobytym w 1945 roku archiwum ciechanowskiego Gestapo zachowały się jedynie jej fragmenty, ale pozwalają one rzucić nowe światło na zakłamaną ciechanowską historię. Dokumenty te przechowywane są dziś w archiwum IPN, wśród 67 metrów gestapowskich dokumentów, w większości niezbadanych.
Po aresztowaniu Stryjewskiego gestapowcy poszli po nitce do kłębka. Weryfikowali wyduszone na torturach nazwiska, ustalali powiązania i wkrótce gestapowskie kazamaty zaludniły się. Zachowane dokumenty wskazują, że zatrzymania odbyły się w dniach 16-17 maja i 1-2 czerwca 1944 roku. Każdy aresztant dorzucał kolejne nazwiska i hitlerowcy mieli co robić. Szczególnie dużo wniosły zeznania człowieka, którego personaliów nie udało się zweryfikować. W gestapowskich aktach podane jest, że urodził się w Ciechanowie, podana jest data urodzenia. Jednak tego dnia nie urodził się tu nikt o takim imieniu i nazwisku. Na dodatek ten człowiek, po złożeniu szczegółowych zeznań miał uciec z więzienia Gestapo. Dziwne to i tajemnicze.
Zachowany materiał pozwala za to stwierdzić, że wśród zamordowanych na Śmiecinie, co najmniej 11 osób, a być może i więcej, było zatrzymanych do tej właśnie sprawy.
Wśród nich był wspomniany w artykule TC Marcin Kozłowski, Jego aresztowano 1 czerwca 1944 roku. Wydał go sąsiad z tego samego domu.
Do sprawy aresztowany był również urodzony w Kotermaniu Heliodor Alfred Jabłoński. Na jego temat dziennikarz TC snuł wyssane z palca wywody. W rzeczywistości pisownia nazwiska i dane osobowe z akt Gestapo są zgodne z metryką urodzenia.
Dziwna to była organizacja. Całkowicie zapomniana. Posługiwała się nazwą POW - Polska Organizacja Wojskowa. W okresie powojennym nikt o niej nie pisał, co jest niesłychanie intrygujące. Miała bowiem, bez wątpienia charakter lewicowy, a wśród znanych Gestapo jej członków byli przedwojenni działacze PPS i KPP.
Nie wiemy czy była to jedna z wielu drobnych organizacji o zasięgu lokalnym, czy organizacja o zasięgu ogólnopolskim. Nie można mieć pewności, jaka była jej prawdziwa nazwa. Ujawniona Niemcom nazwa POW mogła być była jedynie kryptonimem. Na marginesie przypomnę, że lokalne struktury Armii Krajowej ciechanowskiemu Gestapo znane były, jako PZP – Polski Związek Powstańczy.
Niemcom udało się ustalić, że POW działała na terenie powiatów ciechanowskiego, przasnyskiego, mławskiego. Nie była to więc organizacja o charakterze kanapowym. W rejonie Ciechanowa dysponowała 5 karabinami, 11 pistoletami, dużą ilością ręcznych granatów i amunicji. Sprawa wymaga dalszych badań. Może teraz, po 70 latach znajdą się jakieś nowe dokumenty, a być może nawet świadkowie?
Nie wszyscy znani Gestapo członkowie POW zostali zatrzymani. Niektórzy się ukrywali, inni dołączyli do oddziałów partyzanckich. Przetrwali okupację niemiecką i poniektórzy, w okresie powojennym, odegrali znaczącą rolę. Wśród nich byli: Józef Grzelak (do 1939 roku przewodniczący struktur powiatowych PPS, w 1945 r. organizator ciechanowskiej milicji), Józef Frankowski (członek PPR od 1943 roku, a później funkcjonariusz UB zwalczający „bandy” w rejonie Ostrołęki i Ostrowi Mazowieckiej) i Marian Opłatek (przedwojenny komunista, członek KPP, po 1945 roku kadrowy pracownik PPR i PZPR). Ten ostatni jest nawet przywoływany, jako „świadek”, w artykule TC.
W 1962 roku ciechanowscy towarzysze zebrali się, by uczcić 20 rocznicę powstania Polskiej Partii Robotniczej. Spotkanie to przybrało formę „sesji naukowej”, na której zasłużeni PPR-owcy chwalili się swoimi dokonaniami.
Chwalił się również towarzysz Opłatek, ale nawet słowem nie wspomniał o swoim zaangażowaniu w działalność zbrojną. Według oficjalnej wersji biografii, w tym czasie miał być jedynie organizatorem i liderem działającej na terenie koszar komórki PPR.
Ruszyło go jednak sumienie partyjne i napomknął o dwóch towarzyszach walki, którzy zginęli, a aresztowani byli na terenie koszar. Wśród nich był zamordowany w egzekucji na Śmiecinie Roman Chodkowski. Według tow. Opłatka miał on być „bezpartyjny”, a aresztowano go za ... „propagowanie idei PPR”. Za „współpracę z PPR” z kolei miał być aresztowany Władysław Sokół, członek RPPS (Robotniczej Partii Polskich Socjalistów) – ten zmarł w więzieniu.
Dziwne to i jednocześnie ciekawe. Zgodnie z niemieckimi materiałami Chodkowski bezpośrednio (w ramach POW!) współpracował z Opłatkiem. Natomiast Sokół był komendantem na powiat ciechanowski, a jego zastępcą był ... Marian Opłatek. Nie ma co - wiarygodny „świadek”.
Kwestia powiązań niektórych ofiar egzekucji na Śmiecinie z ciechanowskimi komunistami była publiczną tajemnicą. Co prawda już w 1959 roku wspominał o tym, na łamach „Pięciu Rzek”, Wincenty Zgliczyński, ale później zapadła trwająca do dziś cisza. Cisza wygodna zarówno dla towarzyszy z PPR (ci mieli sporo do ukrycia), jak i dla prawicowego podziemia (członek NSZ aresztowany za współpracę z komunistami!).
Mam nadzieję, że powyższe rzuca trochę światła na przywołaną w artykule TC „przynależność do polskiego ruchu oporu”. Przytoczone powyżej materiały gestapowskie są znane prokuratorom IPN, a ich kopie były włączone do akt śledztwa.
Niewątpliwie osoby aresztowane w sprawie tajemniczej POW nie miały żadnego związku z zabójstwem niemieckiego ogrodnika. Oni siedzieli w więzieniu jeszcze zanim popełniona została zbrodnia. Ich sprawa przeczy mitowi, że na Śmiecinie Niemcy rozstrzelali wyłącznie przypadkowe osoby, schwytane w łapance.
Otwartą kwestią pozostaje jednak liczba osób tam zamordowanych. Istnieją relacje i to złożone tuż po wojnie, które wskazują, że zamordowano tam od 30 do 34 osób.
Warto też wspomnieć o samym ogrodniku. Nazywał się Podlich. Był to mężczyzna pow. 60 lat. Mieszkał wraz z żoną i dorosłą córką przy szklarniach znajdujących się okolicy obecnej siedziby nadleśnictwa. Był doskonałym fachowcem, a także dobrym człowiekiem. Wszystkie relacje osób go znających wskazują, że w stosunku do polskich pracowników był wymagający, ale również dbał o nich. Nawet w przypadku przyłapania pracownic na kradzieży nie donosił na Gestapo, jak zrobiłaby większość Niemców, lecz w najgorszym przypadku nakazywał odpracowanie tego, co zostało skradzione. Nie ma ani jednej relacji charakteryzującej go negatywnie, a wielu powojennych ogrodników zawdzięcza mu solidne przygotowanie do zawodu.
Kto był sprawcą mordu na Podlichu nie wiemy i zapewne nigdy się nie dowiemy. Z gestapowskich ustaleń wiemy, że był to ubrany na ciemno młody mężczyzna, ok. 175 cm wzrostu, znający język niemiecki. Do ogrodnika przyszedł pod pretekstem zakupu kwiatów. Takiej osoby szukali Niemcy, a zatrzymanych, odpowiadających temu rysopisowi przedstawiano do rozpoznania żonie ogrodnika. Nie rozpoznała sprawcy i kategorycznie zaprzeczała by był to jeden z okazanych.
Niemcy aresztowali w sumie około 130 osób. Zdawali sobie sprawę, że zatrzymani nie mieli żadnego związku ze sprawą i następnego dnia większość z nich znalazła się w obozie w Pomiechówku. Gdy zapadła decyzja o przeprowadzeniu egzekucji część nich już kolejnego dnia ponownie została przewieziona do Ciechanowa. Ilu spośród pozostałych zginęło w obozach - nie wiemy.
Niemcy jeszcze długo po dokonaniu zbrodni na Śmiecinie szukali rzeczywistego sprawcy. Czy był to wskazany w Tygodniku Ciechanowskim młody Michał Gwiazdowicz? - Być może. Tak przypuszczali zarówno mieszkańcy Ciechanowa, jak i Gestapo.
W materiałach archiwalnych zachował się dokument sporządzony w połowie grudnia 1944 roku, przez sekretarza kryminalnego Fritza Backerta (ten sam gestapowiec prowadził sprawę POW). Była to analiza, dotycząca stanu rozpoznania ruchu oporu na terenie miasta i powiatu ciechanowskiego. Gestapowiec uważał, że za mord na ogrodniku Podlichu odpowiedzialność ponosi Armia Ludowa, a dokładnie trzech jej członków: Michał Gwiazdowicz, Bolesław Trynks i Bolesław Szmidt. W momencie sporządzania dokumentu dwóch pierwszych już nie żyło, a trzeci siedział w gestapowskim więzieniu. Ten też nie dożył końca wojny – został zamordowany podczas ewakuacji obozu z Działdowa.
Odpowiedzialności za śmierć ogrodnika nie wzięła na siebie żadna organizacja. Żaden sąd podziemny nie wydał na niego wyroku, bo nie było za co. Było to więc zwykłe morderstwo, które zbulwersowało zarówno Niemców, jak i Polaków. Bezsensowny mord, szczeniacki wyskok, który pociągnął za sobą śmierć wielu Polaków.
Jeszcze w 1962 roku zgromadzeni na konferencji PPR komuniści próbowali zdystansować się od tej sprawy. Tow. Józef Stańczak z Krubina twierdził, że „niemieckiego ogrodnika prawdopodobnie zabili członkowie AK”, a znany nam tow. Opłatek uważał, że młodego Gwiazdowicza zadenuncjował wspomniany powyżej Szmidt, który był członkiem AK i miał nie wytrzymać tortur.
Ciechanowska ulica wydała na Gwiazdowicza wyrok. Obarczono go winą za śmierć niewinnych mieszkańców i wielu ciechanowian z radością utopiłoby go w łyżce wody. Okazja się trafiła, Michał Gwiazdowicz, ranny w starciu z żandarmami trafił na leczenie do szpitala w Ciechanowie. Stamtąd odebrali go już funkcjonariusze Gestapo i zapewnili kurację według swoich najlepszych wzorców. Pacjent nie przeżył, a jego zwłoki zostały odnalezione w 1945 roku w znajdującym się na tyłach budynków Gestapo ogrodzie Petrykowskich.
Dziennikarz TC ogłosił wszem i wobec, że wreszcie, po 70 latach od popełnienia zbrodni na Śmiecinie znane są nazwiska wszystkich ofiar, a to wszystko dzięki śledztwu przeprowadzonemu przez Instytut Pamięci Narodowej. Prokuratorzy mieli ustalić, że w Ciechanowie zginęło wtedy pięciu mieszkańców Wólki Drążdżewskiej, wsi w gminie Krasnosielc. Tylko czy na pewno?
W 2013 roku, staraniem Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Kransosielckiej opracowano i opublikowano listę mieszkańców gminy, którzy zginęli w trakcie II Wojny Światowej i tuż po niej. Uczciwie zrobiony materiał. Szkoda, że czegoś takiego nie udało się zrobić w Ciechanowie. Umieszczone są na niej nazwiska pięciu mieszkańców wsi Wólka Drążdżewska, którzy zginęli podczas okupacji. Tylko, że nie są to nazwiska osób, które rzekomo miały zginąć w Ciechanowie. Czyżby mieszkańcy wsi liczącej obecnie ok. 240 mieszkańców tak strasznie się pomylili i nie zauważyli, że brakuje im jeszcze kolejnych pięciu osób i to z pięciu różnych rodzin? Mało prawdopodobne.
Nie pierwszy to raz IPN popełnia błędy, ale błędów nie popełnia jedynie ten, który nic nie robi. Ustalenie listy pomordowanych nie było przecież głównym celem tego śledztwa. Próbowano jedynie ustalić, czy jest jeszcze możliwość pociągnięcia do odpowiedzialności karnej sprawców tej zbrodni, a ci nie żyją.
Gdyby chciano w pełni zweryfikować listę pomordowanych zarządzono by ekshumację szczątków pomordowanych i poddano by je dokładnym badaniom, w tym DNA. Tego jednak nie zrobiono.
A co gdyby chciano to zrobić? Byłby problem.
Według tabliczek nagrobnych większość pomordowanych spoczywa zarówno na cmentarzu przy ulicy Płońskiej jak i na Gostkowskiej. Są też tacy, którzy na dokładkę spoczywają w grobach rodzinnych i to nie tylko w Ciechanowie, ale też w Lekowie, czy Szulmierzu. Bałagan nieprzeciętny. Jeden człowiek, a „spoczywa” w trzech grobach.
Jedyną „porządnie” pogrzebaną, a związaną z tą sprawą osobą jest Michał Gwiazdowicz. Spoczywa na cmentarzu przy ul. Płońskiej, w jednym grobie ze swoją matką, która według pewnych pogłosek miała udział w zbrodni na Podlichu.
Kolejny z potencjalnych sprawców -Bolesław Szmidt pogrzebany jest zarówno na Płońskiej, jak i na Gostkowskiej. Jego nazwisko figuruje również na cmentarzu w Starych Zawadach pod Ostródą. Matka Trynksa wymusiła umieszczenie jego nazwiska na grobie pomordowanych w dniu 16.01.1945 roku, a on spoczywa w nieznanym miejscu.
Pozostaje jeszcze niemiecki ogrodnik – pierwsza ofiara tej sprawy. Nie wiemy gdzie był pochowany. Były dwie możliwości: przy klasztorku, albo na cmentarzu przy ulicy Płockiej. Oba zostały zniszczone w 1945 roku. Na miejscu tego przy Płockiej powstało osiedle mieszkaniowe.
Czas chyba na małe podsumowanie. Na temat zbrodni hitlerowskich napisano już w Ciechanowie wystarczająco dużo mniejszych i większych bzdur. Chyba czas na solidne, zgodne z zasadami sztuki zbadanie tej problematyki. Nie zrobi tego jedna osoba, nie zrobi tego za nas IPN. To jest zadanie dla ciechanowian. Czas jest na zorganizowanie fachowej Pracowni Dokumentowania Dziejów Miasta. Jak to zrobić dał nam przykład Płońsk.
Uwaga:
Niektórych czytelników może wprowadzić w błąd nazwisko Michała Gwiazdowicza. W rzeczywistości były dwie osoby noszące to nazwisko. Ojciec (1889-1962) i syn (1925-1944). W tekście mowa jest o synu.
Starszy Michał Gwiazdowicz zasługuje na osobny materiał. W końcu jest patronem ulicy w Ciechanowie i Szkoły Podstawowej w Bądkowie. Nie wiem czy słusznie. Dla rozwagi czytelników, utrwalony w dwóch publikacjach historycznych, fragment rozmowy M. Gwiazdowicza, ówczesnego wojewody warszawskiego z ordynatorem szpitala w Pruszkowie:
- Skąd wy tu macie żołnierzy? Dlaczego nie są w szpitalu wojskowym?
- Bo ten żołnierz jest z AK.
- A, to tacy mogą zdychać – zakończył wojewoda.
Komentarze
Dodaj komentarz