przez RR (0 komentarzy)
Tomasz Podsiadlik o wietrzeniu w Radzie Miasta i budżecie wcale nie tak znowu obywatelskim
Redakcja: Czy wiesz w jakie bagno się pakujesz?
Tomasz Podsiadlik: Pierwsze znaki wskazują, że to nie będzie na pewno słodka praca.
Nie będzie to z całą pewnością też łatwa praca. Jej przedsmak mam jako przewodniczący osiedla. Z każdym dniem kampanii coraz bardziej otwierają mi się oczy.
Red.: W sprawie ekranów na ulicy Przytorowej kiedyś szliście wspólnie. Teraz już zaczynacie się dzielić. Nawet w sprawie, która pozornie powinna was jednoczyć.
TP: Nie dzielimy się. Jest dwóch kandydatów ze Stowarzyszenia „Przytorowa”. Każdy z nas ma różne podejście do sprawy. Nie traktuję tego, jako podziału. Mamy odrębne zdania na kwestię uruchomienia przejścia pod torami.
Red.: ... przepraszam czego?
TP: Haha, no przejścia, tunelu, w miejsce niedawnego jeszcze przejazdu w ulicy Fabrycznej. Ja nie do końca wierzę, że to jest realne, a tym bardziej w najbliższym czasie. O ile w ogóle jest to realne.
Można było o to walczyć dopóki nie powstała pobliska kładka nad torami. Próbowaliśmy to akcentować w taki sposób w jaki w danych okolicznościach i czasie było można. Bez zdecydowanego wsparcia władz miejskich niestety nic się nie udało wywalczyć. Ja jestem realistą. Żadnego dodatkowego przejazdu przez tory w tej części miasta nie będzie. Można się jedynie pokusić o większe przeszklenie muru. Pukaliśmy do wielu drzwi. Odzew w tych miejscach, w których powinien być, to był. Z tego powinniśmy skorzystać. Nie będziemy przecież walczyć z wiatrakami.
Pan Dobracki ma trochę inny pogląd i tą naszą trzyletnią współpracę podważa i co chwila podkopuje. Z tego akurat powodu jest mi, tak zwyczajnie po ludzku, przykro. Jestem z mieszkańcami Przytorowej. Byłem od początku i nadal pozostanę. Zrobię, co tylko można zrobić.
Tyle, że ja nie będę ludziom obiecywać rzeczy oderwanych od rzeczywistości. Nie można ludziom wciskać każdej głupoty po to tylko by na człowieka zagłosowali.
Red.: A co jeszcze można zrobić z tymi ekranami, i generalnie co można zrobić dla mieszkańców ulicy Przytorowej?
TP: Już opinie samych ludzi są podzielone. Moje zdanie jest takie, że można proponować jedynie to, co jest realne. Czyli uporządkowanie tego terenu. Zrobienie go bardziej przyjaznym dla mieszkańców.
Podstawowe rzeczy, które miasto corocznie wykonuje setkami metrów, jak chodnik, oświetlenie. Zapewnienie warunków wystarczających by się tam przemieszczać w miarę bezpiecznie.
To na pewno da się zrobić. I to będzie zrobione. Już w przyszłym roku, w ramach budżetu obywatelskiego.
Kolejna rzecz to udrożnienie i usprawnienie komunikacji. Trzeba zapewnić dwustronny wyjazd z tej ulicy. Czy to w stronę wiaduktu, czy też w stronę budowanego tunelu na ulicy Śmiecińskiej.
Te rzeczy, myślę, że są realne.
Red.: I idziesz do Rady Miasta by o to zabiegać?
TP: Tak, by trzymać rękę na pulsie.
Rozsądny głos w radzie z tego rejonu Ciechanowa się mocno przyda.
Lepszy dostęp do dokumentów i osób odpowiedzialnych za pewne procesy w mieście to jest główny cel.
Na osiedle nie patrzę przez pryzmat jednej ulicy Przytorowej. Chociaż w tej chwili ta sprawa jest z całą pewnością najgłośniejsza. Są jednak też inne problemy. Chociażby wiele uliczek osiedlowych, które wymagają interwencji czy uporządkowania. O takie rzeczy starałem się w ciągu ostatnich trzech lat zawalczyć. Taki też projekt złożyłem w ramach budżetu obywatelskiego.
Red.: Jesteś jednym z młodszych kandydatów, nie obawiasz się, że "starzy wyjadacze" mają większe szanse?
TP: Zarzuca się młodym ludziom głównie brak doświadczenia. Nie lubię być traktowany protekcjonalnie. Doświadczenie w działalności samorządowej już, jako takie zdobyłem, w pracy zawodowej zresztą też. A zapał i chęć do pracy, to raczej są zalety.
Zarzut z młodego wieku robią głównie Ci, którzy za tą młodością już nie nadążają. Którzy poza tzw. obyciem nie posiadają innych "atrybutów". Dla nich młody, zdeterminowany radny, to zagrożenie. Na jego tle wypadają blado. A nikt, kto niczym szczególnym się nie wykazuje nie lubi jak go można porównać z osobą z pasją i dużym zaangażowaniem w to co robi.
Kto ma zmienić Ciechanów jak nie młodzi ludzie, którzy sięgają dalej niż czubek własnego nosa czy interes koleżeński lub partyjny?
Ja mam nadzieję, że dzięki okręgom jednomandatowym skład rady na tyle się zmieni, że ci ludzie się trochę przemieszają. Niech to będzie tylko kilka nowych osób w nowej radzie, to już będzie powiew świeżości.
Red.: Czyli Ty chcesz przewietrzyć Radę Miasta.
TP: Oj, żeby się tak dało, otworzyć okno i te złe nawyki ulecą. Nie ma tak dobrze.
To jest pewien proces, który trzeba zacząć. Wiemy, że on się nie skończy w rok czy dwa. Okręgi jednomandatowe to krok w dobrą stronę. To zaangażowanie mieszkańców w zdecydowanie większym zakresie niż to było do tej pory
Te skostniałe mechanizmy w stylu „wypracowania koncepcji w eksperckim gronie" tylko w ten sposób można zmienić.
Red.: No właśnie, co Ty chcesz, są przecież konsultacje.
TP: Ale konsultacje się nasiliły w ostatnim półroczu. Na przykładzie Przytorowej wiemy jak to się odbywa. Zapraszamy przedstawiciela urzędu i pojawia się urzędnik ratusza, który nie bardzo nawet rozumie po co się na spotkaniu znalazł, bo "on nie widzi tu swojej roli". Nie takiej pomocy mieszkańcom oczekujemy od urzędników.
Red.: Co byś zmienił gdybyś mógł? Taką tylko jedną rzecz.
TP: Dałbym inicjatywę uchwałodawczą mieszkańcom. Aby każdy mieszkaniec lub grupa mieszkańców mogła zgłaszać bezpośrednio pod obrady Rady Miasta projekty uchwał. W tej chwili projekt uchwały może z złożyć, co najmniej czteroosobowa grupa radnych. Nie ma żadnego powodu, dla którego grupa mieszkańców nie mogłaby zgłaszać swoich projektów uchwał.
Głos grupy mieszkańców musi być wysłuchany. Nie może utykać na pracy w komisji ani na pukaniu od jednego do drugiego radnego przy zbieraniu koniecznego poparcia.
Red.: Ale mamy przecież na poziomie samorządu demokrację przedstawicielską
TP: Na poziomie polskiego Sejmu też, a inicjatywa ustawodawcza grupy mieszkańców jest. To co robi się potem z takimi obywatelskimi projektami to też skandal, ale to zupełnie inna sprawa. Przecież radni nie mają monopolu na mądrość. Nie można się zamykać na głos mieszkańców. Kto wie więcej o życiu społeczności jak nie sami ludzie.
Radni są od reprezentowania mieszkańców, ale to wcale nie znaczy, że ktoś mieszkańcom na te cztery lata ma prawo odebrać głos. Wręcz przeciwnie. Dzięki swojemu przedstawicielowi w radzie ten ich głos powinien być donioślejszy.
Głos wszystkich mieszkańców. Nie tylko wybranej grupy.
Red.: Radnego się wybiera raz na cztery lata.
TP: Każdy by chciał być zatrudniany raz na cztery lata, mieć płacone, co miesiąc, a pracować tylko ostatnie pół roku. To nie tak. Starać się trzeba cały czas. To mandat zaufania społecznego.
Red.: Ludzie się skarżą, a przecież ratusz coś tam robi w kwestii poprawienia komunikacji z mieszkańcami.
TP: Teraz się trochę zmieniło, Urząd Miasta robi spotkania z mieszkańcami po godzinie 17:00. To jest pewne otwarcie. Zobaczymy na jak długo.
Budżet obywatelski i Rada Pożytku Publicznego to są dwie jaskółki. Takie ożywienie obserwujemy, co cztery lata.
Na ile te inicjatywy są podyktowane przedwyborczym czasem a na ile faktyczną zmianą podejścia, nie wiem. To się dopiero okaże. Wszystko jest umowne. Nie ma żadnej uchwały Rady Miasta w sprawie budżetu obywatelskiego. Jedynie słowo prezydenta, że umieści te projekty w przyszłorocznym budżecie. Obietnica. Czy to wystarczy? Zobaczymy. A jak się zmieni prezydent? To wszystko jest sprawa uznaniowa. Jednak nie przypuszczam, że inna osoba lub osoby wybrane w wyborach samorządowych puszczą mimo uszu setki głosów oddanych na projekty w ramach budżetu obywatelskiego. No cóż, takie warunki budżetu obywatelskiego narzucili nam urzędnicy. Jeśli już sam regulamin uchwalania budżetu obywatelskiego jest przygotowany i można mieć do niego tylko kosmetyczne uwagi, to nie jest to tak do końca budżet obywatelski.
Tylko, co zrobić? Żal by było nie skorzystać z jakiejkolwiek okazji, która się nadarza, do wprowadzenia pewnej zmiany czy przeforsowania pomysłu, o który się walczy przecież już od wielu lat.
Trudno, z tymi regułami trzeba się było pogodzić. Pogodzić się z tym na co się nie miało większego wpływu. Po to by zrobić wszystko, co tylko się zrobić da. Wszystko by osiągnąć, nawet w tych ograniczonych warunkach, najwięcej jak się da.
Red.: No i projekt przygotowałeś. Został przez mieszkańców doceniony. Zagłosowali i będzie sfinansowany z budżetu obywatelskiego. Całkiem spora kwota, bo prawie 105 000 zł. Cieszysz się?
TP: Pewnie! Chociaż miasto robi dziesiątki takich inwestycji rocznie nie byłoby lepszej szansy by przebić się z naszą.
Cieszę się i inni mieszkańcy też się cieszą. Już nawet planujemy, jakie inne rzeczy będziemy do projektów, w ramach budżetu obywatelskiego, zgłaszać w przyszłości. Jest to zdecydowanie pozytywny odbiór, więc tym bardziej cieszy.
Chociaż przeznaczona kwota na wszystkie projekty, w takim mieście jak Ciechanów, była niewielka. Jakakolwiek większa inwestycja to setki tysięcy złotych. Z drugiej strony budowa dróg i chodników to jest żadna łaska, tylko obowiązek systematycznego ich robienia, bez potrzeby zgłaszania, jako projektów obywatelskich, przynajmniej tak stanowi ustawa o samorządzie gminnym
Skoro się ma to tak odbywać, trudno, trzeba zaakceptować te warunki, które są narzucone. Nie możemy się obrażać na rzeczywistość, której nie zmienimy. Musimy się dostosować w taki sposób by osiągnąć najwięcej jak się da a nie udawać, że każdy weźmie szpadelek i sami się przekopiemy pod torami.
Red.: Dziękuję za rozmowę.
TP: I ja dziękuję.